Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie spodziewał się takich wieści. Przez chwilę spoglądał wdół, poczem zarezonował:
— Należy wierzyć słowom Old Shatterhanda.
— Na dobitek nie możecie tutaj pozostać, ponieważ zabraliśmy również wozy z żywnością, które nadeszły z Ures.
— Uff! Grozi nam głód! Mamy zapasy jeszcze tylko na dwa dni. Będziemy zatem musieli albo głodować, albo wynieść się z miejscowości pozbawionej dziczy.
— Tak. Jesteście w bardziej opłakanych warunkach, niż dotychczas sądziłeś. A więc obstaję przy swojem żądaniu, abyście zawarli pokój z Mimbrenjami.
— A jeśli się nie zgodzę?
— Wówczas to, cośmy rozpoczęli, pójdzie swoją koleją. Musimy jeszcze złapać Wellera. Potem zabieramy wam konie, czekamy na przybycie Silnego Bawołu z wieloma setkami Mimbrenjów, nacieramy na was i tępimy całe plemię. Ty zaś, jako wspólnik Meltona, będziesz wraz z nim i Wellerem przekazany sędziemu. W najlepszym razie czeka cię wieloletnie więzienie.
Wolny Indjanin a wieloletnie więzienie! Nic straszliwszego! Groza ogarnęła go od stóp do głów i podyktowała mu szybką decyzję:
— Widzę, że mój brat ma rację. A więc niech pokój rozciągnie się również na Mimbrenjów. Czy Old Shatterhand stawia jeszcze jakieś warunki?
— Tymczasem nie. Dalsze zastrzeżenia odkładam do czasu narady, ponieważ sądzę, że Przebiegły Wąż nie wypali ze mną kalumetu, zanim nie naradzi się z najstarszymi wojownikami swego szczepu.
— Tak, muszę się starszych poradzić. Czy Old Shat-

60