Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

ich wojowników i uważać ich za jeńców, do chwili twego powrotu.
— Zostanę jeszcze tutaj — odparłem. — Jeżeli się pośpieszymy z układem, zdążę przybyć na czas.
— Muszę zwrócić uwagę mego białego brata, ze wszystko można przyśpieszyć, tylko nie układy o pokój. Trzeba szczegóły omówić i zastanowić się głęboko, gdyż łatwo może się zakraść niejasność i zgoła fałszywe wyłożenie. Lepiej więc będzie, jeśli mój biały brat pojedzie na pomoc Mimbrenjowi, zanim zaczniemy radzić.
Starszy wojownik dodał:
— Old Shatterhand może zostać z nami. Mimbrenjo ma pod sobą wyśmienitego rumaka i jest, zdaje się, starszy rozumem i rozwagą, niż latami.
Jakby na potwierdzenie tych słów, dobiegł nas odgłos strzału i na zachodzie ukazał się jeździec, pędzący w kierunku południowym. Zauważyliśmy jednak niebawem, że stale zbacza z prostej linji, zbliżając się coraz bardziej, jakgdyby ktoś go na nas napędzał. Wkrótce ukazał się drugi jeździec. Był mniejszy od pierwszego i dosiadał lepszego konia. Mieliśmy więc przed sobą Wellera i Mimbrenja; Weller od czasu do czasu odwracał się i strzelał do czerwonoskórego, który odpowiadał chwilami z karabinu, nie pozwalając ściganemu skręcić w inną stronę. Obydwaj pudłowali: Mimbrenjo rozmyślnie, Weller zaś dlatego, że, jak się później dowiedzieliśmy, ładował broń ślepemi nabojami.
Trzeba było pomóc Mimbrenjowi. Dopadłem swego wierzchowca i pojechałem im naprzeciw. Weller, skoro mnie zauważył, spiął gwałtownie konia ostrogami, obracając na południe. Ale już po dwóch minutach wyprze-

69