Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zwabieni przez agenta, sprzedaliście wszystko. Ileście za to otrzymali?
— Bagatelkę. Przejedliśmy to zresztą w drodze.
— A więc pozbawiono was ojczyzny i mienia. Zwabiono was fałszywemi przyrzeczeniami i wtrącono do szybu, gdzie mieliście pracować bez wynagrodzenia, bez wytchnienia, o głodzie, o pragnieniu, aż do rychłej i okropnej śmierci. Czy uwięzienie Meltona i Wellera wynagrodzi was za doznane krzywdy? Czy wróci wam ojczyznę i dobytek?
— Nie, ależ nie...
— Więc żaden sąd nie potrafi wynagrodzić, opłacić waszych cierpień. Jaki spotkałby was los, gdybym się wami nie zaopiekował?
— Zginęlibyśmy marnie. Wynajęto nas do hacjendy. Tam jednak niema pracy. Gdzie indziej też nie. Nie chcąc żebrać, musielibyśmy...
— Nie chcąc? — przerwałem. — Zmusiłaby was niedola. Niewieleby to się zresztą przydało. Tu inne panują stosunki, inni są ludzie, nie tacy, jak tam, w ojczyźnie, gdzie się nie zapomina o ubogich, gdzie się nie odtrąca wyciągniętej ręki. Tak, zginęlibyście nędznie, a ponieważ ja sam jestem ubogi, przeto mogę wam pomóc tylko dzięki temu, iż zostanę złodziejem. Nie lękajcie się, okradam jedynie Meltona i Wellera, sprawców waszych nieszczęść. Według praw, które ja sam sobie w głębi swego sumienia ustanowiłem, ci dwaj są wam winni odszkodowanie, a nawet o wiele więcej. Schwytałem ich i znalazłem przy nich pieniądze. Według praw tutej-

79