niż to, któregośmy uniknęli. Jeśli pan zabije wodza. wojownicy jego napadną na nas i wygładzą co do nogi.
— Boi się pan? Posłuchajcie ludziska, sławny Old Shatterhand się boi! Ale trudno, ma rację. Nie powinienem narażać waszej delikatnej skóry i cennej krwi. Lecz ja nie lękam się krwi, przekonacie się o tem natychmiast. Czerwonemu nie stanie się krzywda; ja będę spokojny, a Judyta, jego narzeczona, również. Dawać tu strzelbę, którą przecież nie umiecie się posługiwać, tchórze podli!
Najbliżej Herkulesa stał urzędnik i hacjendero. Pierwszy był wprost śmiesznie uzbrojony od stóp do głów, hacjendero zaś nosił za pasem rewolwer. Atleta szybkim chwytem wyrwał jednemu i drugiemu po rewolwerze, wycelował jeden w Judytę, drugi w swoją skroń i odwiódł kurki. Większość obecnych krzyknęła z przerażenia. Przewidywałem taki obrót rzeczy i trzymałem się wpogotowiu. Skoczyłem tedy i podbiłem mu prawą rękę do góry tak, że kula przemknęła ponad głowami obecnych. Padł drugi strzał z tym samym skutkiem. Lecz Herkules zatoczył się, opuścił ręce i osunął w moje rozwarte ramiona. Niestety bowiem, nie zdołałem zapobiec dwóm strzałom, które z rewolweru, trzymanego w lewej ręce, wpakował sobie w skroń.
— Spokojnie, spokojnie — wyszeptał martwiejącemi ustami i zakończył życie — życie smutne i miłość nieszczęsną.
Złożyłem go ostrożnie na ziemi. Nie potrafię opisać, co się we mnie działo. Głęboki żal i wściekłość targały strunami mej duszy. Samobójca był człowiekiem słabym, bez charakteru, ale wierny jak grób i dobry
Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.
96