— Albo powiedzmy lepiej, sto?
— To za wiele. Wprawdzie jestem przekonany, że teraz wreszcie trafię, ale nie chciałbym zabierać panu takiej sumy, Mr. — — jakże się pan właściwie nazywa, sir?
— Buttler wyrwało się zapytanemu zbyt szybko i nieroztropnie. Prawdopodobnie wymieniłby inne nazwisko, gdyby go nie zaskoczyło pytanie Sama.
— Pięknie, Mr. Buttler, — dokończył Sam. — A więc nie sto. To za wiele.
— Nonsens! Jak powiedziałem, tak ma być, chyba, że panu brak odwagi.
— Odwagi? Krawiec nie zna lęku!
— A zatem sto?
— Yes.
Buttler był tak pewny wygranej, iż celował mader krótko, krócej niż poprzednio. A może podnieciła go wysokość sumy, dość — — że kula chybiła. Utkwiła w murze tuż przy kartce. To jednak nie pozbawiło go dobrego humoru, był bowiem przeświadczony, że przeciwnik jeszcze bardziej spudłuje. W najgorszym razie doszłoby do sztychowania, a wówczas zwycięstwo jego było pewne.
Zkolei zaczął celować Sam, ale dokąd? Do kąta muru, dokąd stale trafiał i gdzie, oprócz pierwszej, tkwiły wszystkie jego kule.
— Co panu strzeliło do głowy, Mr. Gri-
Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/40
Ta strona została skorygowana.
38