zał się wóz, a za nim trzy inne. Naprzedzie pędził dobrze uzbrojony jeździec. To był scout. Obok wozu jechali dwaj chłopcy, czy młodzieńcy, noszący noże, rewolwery i dubeltówki. Naganiacze wołów szli pieszo. W dwóch wozach siedzieli wychodźcy, Z ciekawością rozglądali się z poza płótna.
Scout zamierzał zapewne zatrzymać się przed chatą, lecz, ujrzawszy towarzystwo pod szynkiem,, zasępiony pojechał dalej. Wozy, oczywiście, potoczyły się za nim.
— Przekleństwo! — szepnął jeden ze zbirów do gospodarza. — Zdaje się, że trzeba będzie zrezygnować z pieczystego.
— A to czemu?
— Ponieważ jadą dalej. Kto wie, jak daleko stąd urządzą postój.
— Nie ujadą daleko. Widać było, że woły zmęczone. Czyście zauważyli twarz scouta?
— Nie.
— Zasępiła się, skoro was ujrzał. Nie ufa wam, ponieważ zapewne badaliście go zbyt natarczywie. Na pewnoby się tutaj zatrzymał i tylko przez was pojechał dalej, ale niedaleko; chyba do skraju pastwiska,
— Zobaczę.
— Jeśli cię spostrzeże, umocni się w podejrzeniach.
— Prawda — potwierdził Buttler. — Musimy czekać, aż się ściemni. Wówczas ja z dwoma
Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/55
Ta strona została skorygowana.
53