— Cóż mnie obchodzą!
— Czy zna pan bezdroża kraju, dzikie przepaście i kanjony, pustkowia obszarów górskich, beznadziejność pustyni, zwłaszcza zawartej między Kalifornją, Nevadą i Arizoną?
— Nic sobie z tego nie robię!
— Czy zna pan mowę Indjan, mowę tutejszych białych?
— Nie znam i nie chcę znać! Moją mową jest muzyka.
— Lecz dziki Indjanin nie będzie z panem rozmawiał i postępował melodyjnie! Jak mi się zdaje, nie wie pan nawet, na jakie się niebezpieczeństwa wystawiasz, szukając Hobble-Franka.
— Niebezpieczeństwa? Powiedziałem panu, co o tem sądzę. Miłośnik sztuki, syn Muz, nie lęka się niebezpieczeństw. Jest tak wyniesiony ponad zwykłe życie, jak skrzypce ponad bas; żyje i oddycha eterem niebiańskich akordów, i nic sobie nie robi z ziemskich dysonansów.
— Well! Pozwól pan, żeby ci Indjanin zdarł skalp z głowy, i wówczas powiedz mi, jakie słyszałeś niebiańskie akordy! Tu istnieje tylko jedna muzyka, ta oto! — uderzył dłonią po strzelbie, poczem dodał: — Pod tego instrumentu tony tańczy się w Arizonie i Nevadzie i — — —
— Tańczy się — — — fuj! — przerwał kantor. — Kto mówił o tańcu i kto wogóle będzie
Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/65
Ta strona została skorygowana.
63