Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/67

Ta strona została skorygowana.

Wozy były ustawione tuż przy sobie, dyszlami w jednym kierunku. Był to wielki błąd w owej miejscowości, gdzie obecność Indjan i białych obieżyświatów zaleca utworzenie tak zwanego „grodu“ z wozów. Wychodźcy kręcili się zafrasowani po placu. Dwie kobiety szukały chróstu z akacji, jedynego tutaj paliwa; dwie inne uwijały się z garnkami, w których miano gotować posiłek. Pomagało im kilkoro dzieci. Dwaj mężczyźni przynosili w kubłach wodę, trzeci badał koła wozów; ci trzej byli jeszcze dosyć młodzi. Czwarty, który na pewno przekroczył pięćdziesiątkę, ale bardzo rześki i szeroko a krzepko zbudowany, stał pośrodku obozu, nadzorując, i od czasu do czasu gromkim głosem wydajać rozkazy. Wyglądał na przywódcę tych wychodźców. Skoro zobaczył obu przybyszów, zawołał:
— Gdzieżeście znowu mitrężyli, panie kantorze?! Stale musimy się niepokoić o pana  —   —
— Proszę, bardzo proszę, panie Schmidt, — przerwał kompozytor. — Pan kantor emeritus, jak już panu stokrotnie mówiłem. Naprawdę, tylko przez wzgląd na dokładność, a i z tego również powodu, że nie roszczę pretensyj do tytułów, do których już nie mam prawa.
Mówiąc to, osadził konia i zlazł na ziemię, ale w jaki sposób! Z początku podniósł prawą nogę, aby zejść z lewej strony, to mu się wydało niebezpieczne, więc wyciągnął lewą nogę ze strzemienia, aby znaleźć się z prawej strony na

65