Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/82

Ta strona została skorygowana.

— Nie rozumieliśmy rozmowy. Czy uznał łych ludzi za złodziei?
— Tak.
— I jaki był skutek?
— Skutek? Hm, skutek ten, te stąd odszedł.
— Do djabła! Czy mam puścić płazem kradzież wołu?
— Czy nie? Pozwolił na tę kradzież, jeśli się nie mylę, hihihihi!
Schmidt wsłuchał się w brzmienie śmiechu, na który zwrócono jego uwagę.
— Pomóż mi pan przecież! Jesteś Niemcem, a zatem naszym ziomkiem, i powinieneś się ująć za nami.
— Ja powinienem? Czego możecie się spodziewać po błaźnie? Gdybyście usłuchali mojej rady, gdybyście utworzyli czworobok z wozów i strzegli zwierząt, nie skradzionoby wam wołu. Nie mogę nic wam doradzić, absolutnie nic.
— Ale tu siedzieć, bratać się ze zbirami i wsuwać kęsy kradzionego mięsa, to pan potrafi, co?
— Tak, to potrafię, gdyż zaproszono mnie do wieczerzy, jeśli się nie mylę.
Niemiec, srodze rozgniewany, stuknął kolbą o podłogę i zawołał:
— W takim razie dziękuję panu za ziomkostwo, i sam sobie poradzę!

80