ponownie. Jeden z nich wraził w Sama mętne spojrzenie i zapytał:
— Czy już są ululani, Buttlerze?
— Tak, jak bele, — odpowiedział Sam.
— A więc precz z nimi i noże pomiędzy żebra. Podzielimy się pieniędzmi; trupy zakopiemy. — Dlaczego nie odpowiadasz? — dodał po chwili. — A może chcesz ich puścić cało? To nie uchodzi! Śmierć ich postanowiona. Czy — — mam — — swoim — — nożem — — zacząć?
— Tak — odrzekł Hawkens.
— W takim — — razie — — biorę na — — siebie — — małego — grub — — grubego i — — —
Sięgnął ręką do pasa po nóż, podniósł się, lecz nie zdołał utrzymać na nogach; runął na ziemię i tak już leżał bez przytomności.
— Słyszeliśmy więc, — szepnął Dick Stone — mieli nas zamordować, ograbić i zakopać. Słusznie ich posądzałeś o złe zamiary, Samie. Co teraz poczniemy?
— Rzecz najprostsza — spętamy ptaszków. Znajdą się tutaj chyba rzemienie i sznury.
Tak, znalazło się sporo, i wkrótce już nietylko finderzy, ale także gospodarz i stara murzynka, również upita naumor, leżała skrępowana. Sam, zostawiwszy na straży obu towarzyszów, poszedł do wychodźców. Skoro się do nich zbliżył, usłyszał głos młodzieńczy:
— Who is there? I shoot! — Kto tam? Bo strzelam!
Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/87
Ta strona została skorygowana.
85