jak oni ze mną rozmawiają. Pytał się pan poprzednio, czy mam nieco rozumu w głowie. Wyjaśnię panu, że nie doszukasz się w mojem twierdzeniu żadnego nonsensu. Nie mamy dowodów, tylko przypuszczenia. Musimy zatem szukać dowodu. Jeśli puścimy ich teraz, oni na nas napadną, a wówczas weźmiemy drabów za czuby. Zdobędziemy dowody, które można będzie wypisać na ich skórze, jeśli się nie mylę.
— Jak? Czekać na ich napad? Niebezpieczeństwo, na które się narażamy, może nas doprowadzić do zguby!
— Bądź pan dobrej myśli! Wszystko zależy od tego, gdzie kto okiełza konia, przy głowie, czy przy ogonie. Zdaj się pan na mnie! Sam Hawkens, ten stary coon, znajdzie pułapkę na finderów. Wrócimy jeszcze do tego tematu. Muszę się rozmówić z Dickem Stone i Willem Parkerem. Rzecz najważniejsza chwilowo — to spełnienie mojej obietnicy: odszkodowanie za skradzionego i zarzniętego wołu. Czy chce je pan odebrać?
— Jeśli można, to natychmiast. Wątpię jednak, czy szubrawcy zapłacą całą sumę.
— Czemu nie mieliby zapłacić?
— Ponieważ zabrali tylko lędźwie, my zaś wzięliśmy resztę.
— To wszystko jedno. Wół zabity musi być zapłacony. A więc chodź pan po zapłatę! Ale wystrzegaj się, nie nazywaj mnie Samem Hawkensem! Nie chcę, aby ci ludzie wiedzieli, kim jestem.
Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/92
Ta strona została skorygowana.
90