Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/95

Ta strona została skorygowana.

Ponieważ nikt z wychodźców się nie odezwał, Sam powiódł okiem dokoła i rzekł:
— Jeśli panowie zwykliście słuchać tej wpływowej lady, mogę tylko prosić, abyście tym razem zrobili wyjątek.
Chciał mówić dalej, ale „wpływowa lady“ nie dopuściła go do słowa.
— Co pan też wygaduje! Wyjątek! A jużci, ja pozwolę! Nie nadmucha mi pan w kaszę! Co pan ślepiami na mnie świeci? Nic panu te fimfy nie pomogą. Słyszysz pan, ja tu rządzę! Rozumiesz pan? Kto zapłacił cały koszt? Za przejazd, a potem za drogę aż dotąd? i kto jeszcze będzie się wydatkował? Ja! Ja jestem kapitał! Teraz wie pan wszystko, a my pójdziemy spać!
Znowu nikt nie śmiał słówka wtrącić, nawet Schmidt, który przecież wydawał się przywódcą i który tak ostro potraktował był Sama. Mały westman podniósł się od ogniska i rzekł spokojnie: —
— Jak pani sobie życzy! Powiemy sobie dobranoc, jeśli się nie mylę. Będzie to nasze ostateczne pożegnanie, gdyż jestem przeświadczony, że nie zbudzicie się po tej nocy. Hihihihi!
Zamierzał odejść, lecz już baba zerwała się raptownie, zatrzymała go za rękę i zapytała:

93