— Tak.
— Czy to daleko?
— Niebardzo.
— Well, miejsce jest pana sekretem, — nie będę pana pytał. Aliści zagadnął mnie pan, z czego wnioskuję, że ma pan do mnie jakiś interes?
— Słusznie, sir. Opowiadano poprzednio, że dąży pan w okolice Colorado?
— Stanowczo.
— Moje źródło znajduje się nad rzeką Chelly, a zatem wypada nam stąd wspólna droga.
— Właściwie tak. Ale czemu pan o tem mówi?
— Ponieważ chcę pana prosić, abyś pozwolił mi przyłączyć się do karawany.
— Wraz z bankierem?
— Tak, i jego buchalterem.
Sam zmierzył króla naftowego od stóp do głów i odpowiedział:
— Hm, jak panu wiadomo, w tych okolicach trzeba ostrożnie dobierać towarzystwo.
— Wiem o tem dobrze, ale powiedz mi, sir czy wzbudzam nieufność?
— Nie chcę tego twierdzić, jeśli się nie mylę. Ale czemu chce pan z nami jechać? Taki placer odkrywca zachowuje w sekrecie i dlatego wydaje mi się podejrzanem, że chcesz nam towarzyszyć, jeśli się nie mylę.
Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/101
Ta strona została skorygowana.
99