— Wcale nie żaba! To człowiek, który się kąpał. Naturalnie, mój Hobble-Frank!
— Do piorunów! Co za myśl, jeśli się nie mylę!
— Tak, to on na pewno. Mówił mi dzisiaj podczas upału, że wieczorem wykąpie się w rzece.
— Ale przecież odjechał!
— Pshaw! Wrócił — znam go. Nie chciał, oczywiście, jechać wprost do nas, więc zatrzymał się nad rzeką. Wprawił w czyn swój zamiar, rozebrał się i wykąpał. A, patrzcie! Oto mamy naszą żabę!
Orszak zbliżył się już do rzeki. Na trawie siedział Hobble-Frank obok spokojnie pasącego się konia. Ujrzawszy tylu ludzi, podniósł się zdziwiony i zapytał po niemiecku:
— Co was tu sprowadza? To prawdziwa pielgrzymka!
— Ah, wrócił pan, panie Frank! — odpowiedział emeritus. — Bardzo to nam na rękę, gdyż prawdopodobnie potrafi pan przysłużyć się nam indykacjami. Od jak dawna bawi pan na tem miejscu?
— Od godziny może.
— Czy zauważył pan, co się tutaj przytrafiło?
— Naturalnie! Mam przecież oczy i także uszy, a taki westman, jak ja, słyszy, jak trawa rośnie.
Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/120
Ta strona została skorygowana.
118