zupełnie to się stosuje do pueblów, zarzuconych w dalekich ustroniach. Mieszkańcy ich uważają się za wolnych Indjan i niewiele różnią od wędrujących plemion. Do takich właśnie zaliczali się Pueblosi, do których śpieszyli nasi podróżni. Byli to dzicy Nijorowie, których wódz nazywał się Ka Maku, co znaczy Trzy Palce. To imię zawdzięczał pewnej potyczce, w której stracił dwa palce u lewej ręki. Był to wojownik mężny, ale chciwy i ambitny. Jego słowu, jego przyjaźni można było w czasie pokoju zawierzyć. Teraz jednak, kiedy rozmaite plemiona wykopały topory wojenne, nie można było ufać mu bez zastrzeżeń.
Pueblo wznosiło się w promieniach prawie zachodzącego słońca. Prócz parteru miało pięć pięter, opartych o ścianę skalną — niemal pionową. Niższe piętra były zbudowane z ogromnych głazów, spojonych kamieniami adobes, wyższe zaś składały się wyłącznie z cegieł. Aczkolwiek ta budowla miała na pewno pięćset lat, nie widać na niej było ani jednej rysy.
Na tarasach siedziały kobiety i dzieci przy pracy i poważnie spoglądały nadół. Czujny obserwator zauważyłby może, iż zerkały często zpodełba w kierunku południa, jakgdyby oczekując czegoś stamtąd. Nie widać było śród nich mężczyzny.
Ale oto z otworu trzeciego tarasu aż trzech ich wyjrzało: jeden czerwonoskóry i dwaj biali. Zatrzymali się na platformie i również obrócili wzrok na południe. Czerwonoskóry był to Ka Maku,
Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/132
Ta strona została skorygowana.
130