Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/139

Ta strona została skorygowana.

Jesteście naszymi braćmi — witamy was. Dostaniecie wody za darmo, ile tylko zapragniecie. Przyniosą nasze kobiety.
Na zawołanie wiele squaws zeszło na najniższą platformę i przyniosło z parteru napełnione wodą gliniane dzbany. Przystawiwszy kilka drabin, zniosły je białym.
Wszystko to odbyło się z taką naturalnością; że ani Sam Hawkens, zazwyczaj tak bystrooki, ani żaden z jego towarzyszów nie wpadł na myśl, że życzliwość wodza była fałszywa.
Tymczasem kolor nieba zmienił się naprawdę zastraszająco. Z początku jasno czerwony, później ciemny, a następnie fioletowy, niebawem przybrał ponure czarne zabarwienie, aczkolwiek niepodobna było odkryć na niebie chmur we właściwem tego słowa znaczeniu.
— Źle mi wygląda — rzekł Dick Stone do Hawkensa. — Co powiesz o tem, Samie? Zdaje się, że nadciąga huragan, lub tornado.
— Bynajmniej — odpowiedział zapytany, długiem spojrzeniem zbadawszy niebo. — Tak, będzie burza, nawet potężna, ale poza tem również potężna ulewa. Najlepiej byłoby wraz z końmi znaleźć się pod dachem.
I, zwracając się do wodza, który wciąż jeszcze stał na platformie, zapytał:
— Co powie mój czerwony brat o tych oznakach niepogody? Co z tego wyniknie?

137