Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/14

Ta strona została skorygowana.

— Czy podobna! Ten greenhorn wpadł wreszcie na pomysł, prawdziwy pomysł, i co więcej słuszny i odpowiedni! Albo świat się przewraca naopak, albo temu staremu Parkerowi nareszcie zaczyna w głowie świtać. Tak, szlachetny Willu, po rozbiciu naszego obozu pójdę tam i będę czekał na finderów.
— Czy zabierzesz mnie ze sobą?
— Nie mogę, Willu. To wymaga zręcznych i doświadczonych ludzi. Musisz jeszcze długo do szkół chodzić.
— Hm, czy aby nie mylisz się stary Samie? Znałem chłopca, który nic a nic się nie nauczył, aczkolwiek miał głowę nie od parady. Ludzie powiadali, że nie chłopak, lecz nauczyciel jest winien, nauczyciel, który sam nic nie umiał. —
Tymczasem teren znowu się wyrównał, a o kwadrans drogi dalej żwir ustąpił miejsca glebie, zarośniętej mesquitami i ocochilla. Była tu nawet woda w jednej z owych studni, które ongi wykopało Towarzystwo Komunikacji Lądowej. Tu był cel całodziennej jazdy.
Po ugaszeniu pragnienia, zaprowadzono konie i woły na wodopój. Zwierzęta usiłowały wyciągnąć z kolącego zagajnika nieliczne zielone liście. Wozy ustawiono, zgodnie z wczorajszą radą Sama, w czworobok.
Oczywiście, wyczekiwano żołnierzy. Sam rzekł zadowolony:

12