Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/141

Ta strona została skorygowana.

ków, i rozszalała burza tak potężna, że trzeba się było trzymać muru, aby nie runąć. Mężczyźni pośpieszyli do drabin.
Bankier i jego buchalter nie byli tak zręczni i doświadczeni, jak inni. Dlatego dotarli do drabiny naostatku. Wszyscy śpieszyli na drugą platformę — ku otworowi, przez który drabina prowadziła na pierwsze piętro. Ponieważ można było schodzić tylko pojedynczo, ucieczka przed groźnym żywiołem nie odbywała się tak szybko, jak wymagała ulewa, zwalająca się na mury całem morzem wody. Każdy myślał tylko o sobie i parł naprzód, na nic nie zważając. Nikt więc nie zwrócił uwagi na pięciu, czy sześciu Indjan, którzy znienacka wyłonili się u boku wodza, doglądającego porządku.
Pokrywa otworu leżała tuż obok. Nieopodal stały ogromne, więcej niż centnarowe głazy, które również nie zwróciły uwagi podróżnych. — Bankier i Baumgarten szli, jak już napomknęliśmy, naostatku. Skoro Rollins chciał postawić nogę na pierwszym stopniu drabiny, wódz huknął nań:
— Stój, wstecz! Nie wchodźcie tam!
— Dlaczego? — zapytał bankier.
— Zaraz się dowiecie!
Rzucił się ze swoimi Indjanami na obu białych, którzy zanim mogli pomyśleć o oporze, le-

139