Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

Szli z początku głuszonemi krokami, potem swobodniej. Obrali bowiem nie prostą drogę, lecz okrężną, aby nie zderzyć się przypadkiem z wracającym wywiadowcą. Nie przebyli jeszcze połowy drogi, gdy usłyszeli głośny okrzyk angielski, po którym nastąpił wnet niemiecki.
Tempest! — zawołał pierwszy głos.
Boże Wielki! — krzyczał drugi. — Kto mnie napadł?
— To kantor — szepnął Sam do towarzysza. — Palnął jakieś głupstwo. Zbliż się, ale cicho, aby nie zauważono nas przedwcześnie!
Podbiegli do miejsca, skąd rozlegały się krzyki. Stanęli nieopodal i nadstawili uszu.
— Pytam się, kto zacz! — rzekł mówiący po angielsku.
— Duszę się! — brzmiała odpowiedź po niemiecku.
Tak, to był głos kantora. Brzmienie świadczyło, że wydobywał się ze ściśniętej krtani.
— Chcę znać nazwisko! — zabrzmiało znów po angielsku.
— Tam z obozu.
— Nie rozumiem. Gadajże po angielsku!
— Komponuję!!!
— Czy należysz do owych ludzi, którzy zasiedli koło ogniska?
— Opera bohaterska na trzy spektakle!
— Człowieku, jeśli się nie będziesz wyrażał

22