Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/42

Ta strona została skorygowana.

Składa się obie ręce tak, aby kciuki leżały na sobie, i wsuwa pomiędzy nie źdźbło trawy. Skoro się dmuchnie, powstaje ton, naśladujący ćwierkanie świerszcza.
— Muszę spróbować!
— Nic przeciwko temu nie mam, sir; ale proszę, tylko abyś tę próbę odłożył na jutro, albo na dziesięć lat, gdyż, czyniąc ją tutaj i teraz, przepędzisz nam zbirów.
— Jakto?
— Próba nie udaje się od pierwszego razu. Wyda pan niewątpliwie taki ton, jakgdybyś wydmuchiwał śmietanę, albo miód przez klarnet. A zatem, teraz możemy zakraść się za finderami; na każdego z nich wypada po dwóch naszych. Skoro dam pierwszy znak, łotry przysuną się do wozów, a wy za nimi. Po trzecim sygnale zechcą przejść pod wozami, a wówczas napadniecie ich i powalicie uderzeniami kolb.
— Ale sądzę, że lepiej strzelać, albo dźgać nożem! Ci hultaje już i tak przegrali życie.
— Pewnie; lecz ja nie jestem ich sędzią, ani katem.
— Ale, sir, jak pan myśli, co ich oczekuje w Tucsonie?
— Z krawatami na szyjach będą dyndać w powietrzu.
— Prawda, więc zginą. Co za różnica, czy tutaj, czy gdzie indziej!

40