— We have them, we have them!
Ta, która wołała, zbliżyła się, przeszła pod dyszlem i, wpadając na Sama Hawkensa, krzyknęła:
— We have them, we have them! Czy to nie znaczy: mamy ich, mamy ich, panie Hawkens?
Była to łaskawa pani Rozalja Ebersbach, z domu Morgenstern, wdowa po młynarzu. Wyprzedziła wszystkich innych w zwycięskim zapale.
— Tak, — potwierdził Sam — to właśnie znaczy.
— A więc we have them, we have them! mamy ich! Bogu dzięki! Ile strachu o was nałykałam się, ile troski! Rwało mnie i ciągnęło, żeby walczyć, walić i pomóc wam. Wreszcie przyszli żołnierze i powiedzieli: We have them! Zrozumiałam, co to znaczy po naszemu, i czem prędzej przybyłam, aby ich także mieć!
Spojrzenie jej padło na jeńców.
Ale, co to? Żyją jeszcze! Myślałam, że zobaczę nieboszczyków. To nie chce mi się w głowie pomieścić. Czy dobrze się wszystko odbyło?
— Oczywiście.
— No, w takim razie Wielkanoc wypada w czwartek, zamiast w niedzielę, jak zazwyczaj bywa! Czy nie wiesz pan, panie Hawkens, że ci panowie zbóje chcieli nas zamordować?
Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/45
Ta strona została skorygowana.
43