Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/10

Ta strona została skorygowana.

— Przedewszystkiem musimy zapalić fajkę pokoju, jeśli się nie mylę.
— Z tymi Indjanami?
— Tak, przynajmniej z wodzem. Wiesz, przecież, że dopiero po wypaleniu kalumetu można polegać na czerwonych.
— Wiem dobrze. Ale powinniśmy byli wobec tego wypalić przed wejściem!
— Nie było na to czasu.
— Nie należało zwracać uwagi na burzę. Teraz tkwimy w lochu i, jeśli czerwonoskórzy mają złe względem nas zamiary, to tak samo, jakgdyby do stu tysięcy fur kartaczy! Widzisz, już się zaczyna! Usuwają drabinę. Trzymajcie mocno, trzymajcie mocno!
Skoczył z wyciągniątemi rękoma wgórę, aby uchwycić drabinę, ale było za późno. Znikła na górze.
— Macie podarunek! — rzekł gniewnie. — Teraz siedzimy w łapce, jak Pitagoras w beczce.
— Masz na myśli Diogonesa — poprawił Sam.
— Milcz! — huknął Frank. — Co ty wiesz o Diogenesie! To przecież ten karzeł na beczce heidelberskiej. Czy nie możesz żyć bez kłótni.
— Nie — roześmiał się Sam. — Ale ta sprawa z drabiną wydaje mi się podejrzana. Poco ją wciągnęli do góry? Czy była potrzebna do innych pięter? Mogło się to zdarzyć wobec ta-

8