Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/27

Ta strona została skorygowana.

nak zaprowadziłeś nas do tego czarciego loszku? Panie Hawkens, nie bierz mi pan tego za złe, ale jesteś potworem, salamandrą, smokiem, jakiego nie znajdziesz, jak świat szeroki i długi!
— Wybaczy pani! Czyż mogłem przewidzieć zamiary Indjan? Ci Pueblosi są znani ze spokojnego usposobienia. Nie można było wiedzieć, że nastawią na nas pułapkę.
— Czy musieliście wejść? Moglibyśmy wszak zostać pod gołym niebem! — A nawałnica? — Ach, co znaczy nawałnica! Wolę, aby mi zmyła czuprynę z głowy, niż żebym miała paść ofiarą rabunku i morderstwa. Przecież sam pan może się tego domyślić. Drogie niebiosa! Być zamordowaną! Ktoby o tem pomyślał! Wywędrowałam, aby przez długie lata żyć po amerykańsku, a ledwo postawiłam stopę na tej ziemi, już śmierć zaziera mi w oczy. Chciałabym widzieć takiego, coby to mógł wytrzymać!
Teraz podszedł do niej kantor, położył jej rękę na ramieniu i rzekł uspakajająco:
— Niech się pani nie podnieca niepotrzebnie, moja droga pani Ebersbach. O śmierci nie może być mowy.
— Nie? Jakto?

25