Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

Jeden od drugiego był oddalony o milę, obaj zaś o trzy mile od obozu.
Jeden był biały i dosiadał wspaniałego karego ogiera o różowych nozdrzach, z owemi kręconemi kosmykami włosów, które u Indjan uchodzą za oznakę przednich zalet. Siodło i uprząż były najlepszej indjańskiej roboty. Jeździec był nie nazbyt wysoki, nie nazbyt szeroki, lecz ścięgna jego wyglądały jak stalowe, a mięśnie jak żelazne. Broda ciemnoblond okalała spalone słońcem poważne oblicze. Nosił wyfrendzlowane legginy, koszulę myśliwską również po szwach wyfrendzlowaną i długie buty, które podciągał aż za kolana; na głowie kapelusz filcowy o szerokiej kresie z rzemykiem, ozdobionym koniuszkami uszu szarego niedźwiedzia. Za szerokim, splecionym z pojedynczych rzemyków i wyłożonym patronami pasem, tkwiły dwa rewolwery i nóż-bowie. Z lewego ramienia wiło się ku prawemu biodru lasso, skręcone z drobnych rzemieni, a szyję okalał mocny sznur jedwabny, na którym wisiała ozdobna w skórki koliberków fajka pokoju. W główce jej były nacięte misterne znaki indjańskie. W prawej ręce trzymał strzelbę o krótkiej lufie, o zamku nader dziwnej konstrukcji, — był to dwudziestopięciostrzałowy sztuciec sysiemu Henry’ego a na plecach wisiała dwururkowa niedźwiedziówka najcięższego kalibru, jakiej już dzisiaj nie znajdziesz nigdzie.
Prawdziwy myśliwy nie dba o elegancję

44