— Mówi pan tak, — odezwał się król naftowy — ponieważ czujesz się teraz bezpieczny. Ja natomiast zapewniam pana, że niepodobna ich było uratować. Znam Far-West — może pan ufać moim słowom. Nie powinniśmy sobie czynić najmniejszych wyrzutów, wręcz przeciwnie, twierdzę, że nasza ucieczka bardziej się przydała towarzyszom, niż wszelkie daremne próby ich odbicia, próby, które przypłacilibyśmy życiem.
— Jakto?
— Dzięki naszej ucieczce zyskali wiele czasu. Czerwonoskórzy, odkrywszy ślady, natychmiast wyruszyli w pościg. Nie mogli zatem dzisiaj dręczyć swych ofiar. Liczę dzień na pościg, dzień na powrót. To czyni zwłokę dwudniową, a wiadomo, co może się zdarzyć w ciągu takiego czasu, tem bardziej gdy chodzi o tak dzielnych, doświadczonych i śmiałych ludzi!
— Hm, — mruknął bankier — to co pan mówi, jest dosyć przekonywające. Hobble-Frank i ciotka Droll są bardzo dziwnymi osobnikami, ale na pewno nie pozwolą się spokojnie zakłuć, a co się tyczy owych trzech myśliwych, zwanych „trójlistkiem”, oni, zdaje się, tem bardziej nie dadzą się zbyt łatwo zakatrupić.
— Ma pan na myśli Sama Hawkensa? — zapytał Buttler.
— Tak, jego, Dicka Stone i Willa Parkera. To są westmani, o jakich czyta się tylko w książkach. Nie widzieliście ich, Mr. Buttler i Mr. Poller.
Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/57
Ta strona została skorygowana.
55