ten nie zauważyli tej wymiany spojrzeń. Król nafty stracił ochotę do rozmowy; podniósł się i oddalił pod pretekstem zbierania paliwa.
Teraz Old Shatterhand i Winnetou musieli się wycofać, bo Grinley mógł ich przypadkiem odkryć. Na szczęście, król naftowy poszedł brzegiem rzeki, nie racząc nawet spojrzeniem miejsca, gdzie zaczaili się obaj westmani.
Nie widzieli poprzednio mówiącego, ponieważ był odwrócony do nich plecami, a w dodatku dzielił ich gęsty zagajnik. Ale teraz mogli się przyjrzeć jego twarzy. Wycofali się zpowrotem do zagajnika, gdzie ukryli konie. W milczeniu wyprowadzili je z pomiędzy krzewów i, trzymając za uzdy, szli lasem.
Była w owem miejscu, gdzie ukryli konie, woda i trawa — dwa nieodzowne warunki obozowania. Dobrze tu było urządzić postój, tem bardziej że w ciągu nocy nie zaszedłby żaden z pięciu białych. Ale nazajutrz? Przezorni westmani poszli dalej. Ślady, które wycisnęli w trawie, musiały podczas nocy zniknąć.
Jednakże potrzebowali wody i paszy dla koni; wrócili tedy do stawu, oczywiście, w dostatecznie oddalonem miejscu. Trzeba było zakreślić łuk przez las, bo na miękkim mchu nie utrwalały się odciski nóg i kopyt, Jedynie przyzwyczajone do ciemności oczy Winnetou i Old Shatterhanda mogły prowadzić śród chróstu i gałęzi bez potknięć i upadków.
Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/61
Ta strona została skorygowana.
59