Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/62

Ta strona została skorygowana.

Poruszali się z pewnością, jak za dnia; szli przez kwadrans i skręcili następnie na prawo w kierunku stawu. Wlewał się doń w tem miejscu potok; przeprawili się na prawą stronę stawu i szli wzdłuż wąskiego potoku, póki nie dotarli do jego początku, do owego źródła, o którem wspomniał Winnetou, i nad którem pragnął obozować. Jakże wyjątkowo rozwinięty zmysł orjentancji miał wódz Apaczów, jeśli w mrokach nocy, śród dzikiego, lasu, mógł znaleźć to źródło!
Rozsiodłali konie i puścili je na popas, nie wodząc nawet za niemi okiem, ponieważ oba rumaki były wierne, jak psy, posłuszne każdemu wezwaniu, i nigdy nie oddalały się od swych panów. Dopiero teraz padło pierwsze słowo. To Winnetou zapytał:
— Czy brat mój ma coś do, zjedzenia?
— Kawał suszonego mięsa — odpowiedział Old Shatterhand. — Nie zabrałem więcej, ponieważ jutro miałem stanąć w pueblu Ka Maku.
— Mój brat może zachować swoje mięso. Upieczemy coona, którego poprzednio zastrzeliłem.
Rzekłszy to, odszedł. Old Shatterhand nie wstał. Wiedział, że Winnetou obejdzie okolicę źródła, aby się przekonać, czy są tu bezpieczni. Wrócił po dziesięciu minutach. Przyniósł ze sobą suchego drzewa, co stanowiło pośredni dowód, że nie odkrył nic podejrzanego. Nawet wyjątkowo czułe ucho Old Shatterhanda nie ułowiło

60