my wieczorem wpobliżu puebla. A teraz zgaśmy ognisko!
Old Shatterhand polał ognisko wodą ze źródła, Winnetou zaś tymczasem odbył rundę, aby się upewnić, czy można spać bez troski. Wkrótce położyli się na miękkiej trawie. Nie było potrzeby czuwania; mogli zresztą polegać na swoim czułym słuchu i na koniach, które zwykły zdradzać parskaniem zbliżanie się człowieka, lub zwierzęcia. — —
Następnego dnia rano obaj myśliwi napoili konie, ponieważ należało się spodziewać, że co najmniej przez cały dzień nie dostaną wody. Wszak woda w pueblu nie mogła wejść w rachubę; Pueblosi byli wrogami. Tak odmiennych ras i kolorów, a jednak tak bliscy przyjaciele zjedli część upieczonej poprzedniego wieczora zwierzyny, osiodłali konie i pojechali na spotkanie dnia, którego wieczór miał być dla nich ciężką próbą.
Od obecnego obozu do puebla był dzień dobrej jazdy. Przez całe przedpołudnie jechali wstecz po śladach króla naftowego i jego towarzyszy i dopiero koło południa zatrzymali się, aby dać wypoczynek koniom. Dotychczas tematem ich rozmowy były tylko przeżycia po ostatniej rozłące; o trudach najbliższej przyszłości nawet nie napomykali. Teraz jednak, podczas odpoczynku, Winnetou zauważył:
Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/67
Ta strona została skorygowana.
65