mując jednocześnie z Apaczem konia. — Dokąd mknie Ka Maku ze swoimi wojownikami?
Indjanie z trudem zdołali osadzić rozpędzone wierzchowce. Wódz krzyknął gniewnie:
— Czemu nas powstrzymujecie! Przez was straciliśmy zwierzynę!
— I takbyście jej nie dostali. Czy goni się rącze gazele, jak powolnego kujota? Czyż nie wiecie, że myśliwi tylko wtedy mogą je upolować, kiedy otoczą stado ze wszystkich stron?
Właściwie teraz dopiero czerwoni zdołali w zupełności opanować rumaki; mogli też bacznie się przyjrzeć obu nieznajomym.
— Uff! — zawołał wódz. — Old Shatterhand, wielki biały myśliwy, i Winnetou, znakomity wódz Apaczów!
— Tak, to my, — rzekł Old Shatterhand. — Zsiadaj wraz ze swoimi ludźmi z koni i chodź z nami pod cień głazu, gdzie odpoczywaliśmy, zanim się zjawiliście.
— Poco mamy tam pójść? — zapytał Ka Maku.
— Chcemy z wami pomówić.
— Czy rozmowa nie może się tutaj odbyć?
— Tu słońce przypieka; tam ochłodzi nas cień.
— Niechaj więc moi obaj znakomici bracia
Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/71
Ta strona została skorygowana.
69