klamrami. Old Shatterhamd szybko podparł kolbą niedźwiedziówki nogę Wfnnetou, który teraz zwinnie skoczył na taras. Przez chwilę leżał cicho i nieruchomo; nasłuchiwał, czy nie zwrócił czyjejś uwagi. Leżał gotowy do skoku, do szybkiego rzucenia się, jak pantera na wroga, i unieszkodliwienia go ściśnięciem gardła. Jego przenikliwe oczy przeszukały taras wzdłuż i wszerz — nie było tam nikogo. Nieopodal ujrzał czworokątny otwór, prowadzący do parteru. Tuż obok leżała drabina, która poprzednio została wciągnięta.
Z początku pełzał bez szmeru wężowemi ruchami ku otworowi. Przybywszy, nadstawił ucha. Na dole było ciemno. Nic się nie poruszało; zdawało się, że nikogo niema. Cofnął się do drabiny i opuścił ją dla Shatterhanda, który dzięki temu mógł się wspiąć na górę. Położył się przy Winnetou i zapytał:
— Czy jest kto pod nami?
— Nic nie słyszałem — odpowiedział Winnetou.
— Czy wciągniemy napowrót drabinę?
— Nie.
— Słusznie! Mogłaby zajść konieczność ucieczki, a w takim razie drabina nam się przyda. Ale teraz wejdźmy na drugie piętro.
Prowadziła tam drabina, tylko bowiem najniższa była usunięta. Ale i po tej nie mogli się
Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/82
Ta strona została skorygowana.
80