Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/86

Ta strona została skorygowana.

wiając czerwonych przytomności. Następnie szybko wzięli ich w łyka i zakneblowali usta.
— Poszczęściło się! — szepnął Old Shatterhand. — A teraz drabinę do otworu, za którym siedzą więźniowie! Chcę z nimi pomówić. Tymczasem niech mój brat Winnetou nie spuszcza z oka najbliższego piętra. Na krawędzi dachu może się ukazać jeden z czuwających tam strażników.
Podniósł ostrożnie drabinę z niższego piętra, oparł ją koło otworu w murze i wspiął się do jego poziomu. Wsadziwszy głowę w otwór, zawołał tak, że słychać go było tylko we wnętrzu:
— Samie Hawkensie, Dicku Stone, Willu Parkerze! Czy jest tu który z was?
Nadstawiwszy ucha, usłyszał czyjeś słowa:
— Słuchajcie! Tam ktoś mówi! Jakiś człowiek przy otworze.
— Prawdopodobnie jeden z czerwonych hultajów — rozległ się drugi głos. — Podarujcie mu kulę!
— Szaleństwo! — odezwał się trzeci. — Indjanin nie odważyłby się tak zuchwale wsadzać do nas swego łebska, bo możemy zgasić płomyk jego życia, jeśli się nie mylę. Musi to być kto inny, ktoś, kto chce nas ocalić, może nawet Old Shatterhand lub Winnetou. Miejsca!
Old Shatterhand poznał mówcę po zwrocie: „jeśli się nie mylę“.

84