w jaskini było ciemno. Silny zapach nafty świadczył, że tam jest właściwe jej źródło.
— To słusznie. Ale nie jedno źródło, lecz wiele źródeł, skleconych z drewnianych klepek.
— Klepek? Nie rozumiem!
— A więc zejdźcie tam i rozejrzyjcie się, messurs! Wprawdzie nie byłem jeszcze w jaskini, ale, sądzę, że znam jej zawartość. Przedtem chciałbym zapytać, czy dobrze obejrzeliście naftę?
— Naturalnie.
— I jakie pan wyniósł przekonanie?
— Oględziny wypadły jak najpomyślniej.
— Moje również — roześmiał się Old Shatterhand. — Nie jest to ropa naftowa, z której dopiero wyrabia się olej lampowy, smarowy i naftę. Jest to już nafta rafinowana. Czy to nie wydało się wam podejrzanem?
— Nie. Chce pan powiedzieć, że to nie jest ropa naftowa?
— Tak. To mam na myśli.
— A cóżto takiego?
— Sam pan odpowie na to pytanie, skoro obejrzysz jaskinię. Jak pan sądzi, od jakiego czasu jezioro obfituje w naftę?
— Kto może wiedzieć! Od stuleci może, albo i dłużej.
— Kto może wiedzieć? Ja wam powiem: od onegdaj.
Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/103
Ta strona została skorygowana.
101