Oddział ruszył w drogę. Nie było czasu zasypywać zpowrotem jaskini. Pozostawiono ją otwartą.
Po przebyciu wąwozu, Winnetou, jadący na czele, skierował się ku miejscu, gdzie Nijorowie spędzili noc ubiegłą. Natknęli się na ich szlak. Prowadził na wyżynę, a następnie do długiej doliny, która się kończyła sawaną, tak obszerną, że niepodobna było dojrzeć jej granic. Ślad Indjan gubił się w tym płaskowyżu.
Tutaj nasi podróżni nie lękali się nieoczekiwanego spotkania z wrogiem; każdą istotę można było ujrzeć już zdala. Dlatego obaj przewodnicy pozwolili swoim towarzyszom jechać w dowolnym szyku i porozumiewać się głośno.
Kantor nie był zadowolony z odpowiedzi Franka. Zbliżył się do niego i zapytał:
— Panie Hobble-Frank, czy zechce mi pan wyświadczyć przysługę?
— Czemu nie? Ale jaką?
Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/116
Ta strona została skorygowana.
III
KANTOR EMERITUS
114