godzinie wrócił jeden z nich, Old Shatterhand.
— Zatrzymaliśmy się akurat na właściwem miejscu; Apacz prowadził nas z godną pochwały domyślnością. Skraj lasu jest tutaj szeroki zaledwie na trzydzieści kroków; potem opada ku dolinie. Mrok utrudniał drogę, lecz zeszliśmy dosyć nisko. Doliczyliśmy się trzech ognisk obozowych, ale może płoną jeszcze inne, w ukryciu przed nami. Z tej ilości ognisk należy wnosić, że mamy przed sobą nietylko wywiadowców, lecz wszystkich wojowników Nijorów. Będziemy mieli ciężką przeprawę z odbiciem jeńców.
— A gdzie jest Winnetou? — zapytał Dick Stone.
— Wróciłem, aby was zawiadomić. Dłuższa nieobecność moja i Winnetou zaniepokoiłaby was na pewno. Apacz zszedł jeszcze niżej, aby się dokładnie rozejrzeć w sytuacji. Przypuszczam, że nie zobaczymy go przed upływem godziny. Grunt jest uciążliwy, a trzeba bardzo ostrożnie i powoli skradać się pod obóz, oświetlony wieloma ogniskami.
W rzeczywistości upłynęły dwie godziny, zanim Apacz powrócił. Przysiadł się do Old Shatterhanda i rzekł:
— Winnetou widział jeszcze dwa ogniska; zatem jest ich pięć. Nijorów zaś przeszło trzystu.
Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/125
Ta strona została skorygowana.
123