Nawajów. Tu zetkną się przedstawiciele obu plemion. Popłynie krew! Nawajowie napotkali ślad Nijorów i poszli za nimi do doliny. Uważajcie, co się zdarzy!
Trząsł się z podniecenia, podobnie jak obaj towarzysze. Mogli ze swego stanowiska niepostrzeżenie obserwować dolinę.
Obaj Nawajowie pełzali na koniuszkach rąk i nóg, śladem Nijorów, ku blokowi skalnemu.
— Do licha! — zawołał król naftowy. — Mokaszi i jego towarzysze będą zgubieni, jeśli przesiedzą tu jeszcze jedną choćby minutę!
— Panie Boże! — odezwał się podniecony buchalter. — Czy nie możemy zapobiec rozlewowi krwi?
— Nie, nie — — i — — ale tak — — ale tak!... — odpowiedział Grinley, dysząc gwałtownie. — Musimy wykorzystać okazję.
Obaj Nawajowie znajdowali się w odległości niespełna dziesięciu kroków od bloku. Nijorowie, znienacka napadnięci, zginęliby niechybnie.
— Wykorzystać? Jakto? — zapytał bankier.
— Przekona się pan natychmiast!
Szybkim ruchem zdjął dubeltówkę z siodła i przyłożył do skroni.
— Na miłość Boską, nie chce pan chyba strzelać! — przeraził się Baumgarten, ale już padł pierwszy strzał, a po sekundzie rozległ się drugi. Pierwsza kula ugodziła w głowę Nawaja, noszącego pióro orle, i zabiła go na miejscu. Druga
Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/26
Ta strona została skorygowana.
24