Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/27

Ta strona została skorygowana.

trafiła jego towarzysza; skoczył pod górę, raz drugi, i runął na ziemię.
Boże! Zastrzelił ich! — zawołał przerażony Rollins.
— Ku mojemu i waszemu pożytkowi — odpowiedział chłodno król naftowy, opuszczając strzelbę i wysuwając się naprzód, aby go ujrzano z dołu.
Na Nijorach strzały wywarły piorunujące wrażenie. Z początku zerwali się na równe nogi, ale natychmiast upadli w trawę, aby utrudnić celowanie. Sądzili, że strzały są przeznaczone dla nich, gdyż, oddzieleni blokiem, nie mogli widzieć obu martwych Nawajów. Wówczas zawołał król naftowy:
— Mokaszi, wódz Nijorów, może się spokojnie podnieść; nie powinien się ukrywać, ponieważ jego wrogowie nie żyją.
Mokaszi podniósł oczy. Ujrzawszy wołającego, wydał okrzyk zdumienia i zapytał:
Uff! kto strzelał?
— Ja.
— W kogo?
— W dwóch Nawajów.
— Gdzie?
— Za waszą skałą. Idźcie! Tam ci nie żyją.
Przezorny czerwonoskóry, zanim go usłuchał, podpełzł ku krawędzi i wyjrzał z największą ostrożnością. Poczem powoli podniósł głowę, wy-

25