Mr. Grinley: nie znam Zachodu. Tu zaś potrzebni są ludzie doświadczeni.
— Postaram się, aby pan miał takich da pomocy.
— Niejedną też walkę przyjdzie nam stoczyć. A może pan mniema, że Indjanie pozwolą się zagnieździć tutaj tak ogromnemu przedsiębiorstwu?
— Nie poradzą.
— Hm! Będą twierdzić, że miejsce jest ich własnością, i — —
— Nie zaprzątaj pan sobie głowy zbytecznemi myślami! — przerwał mu król naftowy. — Słyszał pan przecież, co mówił Mokaszi? Że mogę; spokojnie osiąść na „swoim“ szmacie ziemi.
— Mówił ironicznie.
— A jednak!
— Pięknie! Ale czy to miejsce naprawdę należy do Nijorów? Czy inne plemiona, naprzykład Nawajowie, nie mają pretensyj do tych terenów?
— Jakie tam czerwoni mają pretensje — nas to nie obchodzi. Mam mój tomahawk-improvement, który panu odstępuję. Dokument odnośny leży w mojej kieszeni. Zresztą, poddał go pan badaniu w Brownsville; stwierdził pan, że jest dobry i ważny. Będzie pana własnością, skoro da mi sir przekaz na San Francisco. Wówczas zostanie pan — według praw Stanów Zjednoczonych —
Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/46
Ta strona została skorygowana.
44