ły, pragnąc uciec. Niepokoił ich i wstrętem przejmował zapach nafty. Grinley podszedł do wody, zaczerpnął ręką, powąchał, obejrzał i rzekł triumfująco do bankiera:
— Tu oto dolary płyną miljonami, sir. Przekonaj się pan osobiście!
Roilins również zaczerpnął, poszedł dalej i znów nabrał wody; badał jezioro w rozmaitych miejscach. Nie mówił nic, tylko wciąż kiwał głową. Zdawało się, że stracił mowę; oczy świeciły nienaturalnym blaskiem, wyraz twarzy uzmysławiał podniecenie, które go ogarnęło. Ruchy były szybkie i przytem niepewne, stłumione. Ręce drżały i zdawało się, że musi zebrać siły, aby wreszcie drżącym głosem zawołać:
— Któżby to pomyślał! Ktoby mógł pomyśleć! Mr. Grinley, uważam, że wszystko, co pan mówił, było niedostateczne.
— Istotnie? Cieszy mnie to, niezmiernie cieszy, sir! — roześmiał się król naftowy. — Czy przekonał się pan wreszcie, że jestem uczciwym człowiekiem?
Rollins wyciągnął obie ręce i odpowiedział:
— Podaj mi pan ręce; muszę je uścisnąć. Jest pan człowiekiem honoru. Wybacz pan, że kilkakrotnie nasuwały się nam wątpliwości. Nie nasza to wina!
— Wiem, wiem, sir, — skinął Grinley poczciwie. Tamci obcy zbałamucili pana. Nie powinien pan był ich słuchać; ale teraz wszystko
Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/51
Ta strona została skorygowana.
49