Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/53

Ta strona została skorygowana.

Z niedomkniętemi ustami, z twarzą śmiertelnie pobladłą oczekiwał odpowiedzi.
— Tak, Mr. Rollins, tak jest, — odpowiedział buchalter. — Musi pan przyznać, że dopływ nie może być większy, niż odpływ. A nawet, jeśli jest dziesięciokrotnie, stokrotnie obfitszy! Co znaczy sto litrów nafty na godzinę? Nic, absolutnie nic. Weź pan na rozwagę wielkość kapitału, oddalenie tej miejscowości, niebezpieczeństwa, trudność sprzedaży — i sto litrów na godzinę!
— Czy nie może być więcej? Czy się pan nie myli?
— Nie, stanowczo nie. Jak dawno istnieje to jezioro? Niezliczone mnóstwo lat. Od czasu powstania upłynęły setki, lub tysiące lat, — a tak mało przypłynęło oleju skalnego. Gdyby nafty było więcej, jakże wysoko musiałaby leżeć na wodzie! Nie, nic tu się nie da eksploatować!
— Nic, nic! — powtarzał bankier, rękoma chwytając się za głowę. — A zatem nadzieja, cała radość daremna! Napróżno, napróżno odbyliśmy tak daleką, tak bardzo daleką podróż! Kto może to wytrzymać, kto może wytrzymać! Równie przerażony był król naftowy. Z jakiemi trudami, śród ilu niebezpieczeństw znosił tu pieszo i ukrywał naftę? Ile go to kosztowało! A teraz, kiedy stał u celu, wszystko to miało zniszczeć! Widział płomienie przed ocza-

51