nas z zasadzki? Tak bowiem planowali; podsłuchaliśmy ich rozmowę.
— Co sobie o tem myślicie, mnie nie obchodzi. Żaden czerwonoskóry nie topi Indjanina, nawet najzawziętszego wroga. Czy byliście już kiedyś nad tą wodą?
— Tak, ja, — odpowiedział król naftowy.
— Kiedy?
— Przed wielu miesiącami.
— Czy była tu już wówczas nafta?
— Tak. Dlatego właśnie sprowadziłem jeszcze kilku białych, aby pokazać im naftę. Chciałem wraz z nimi założyć towarzystwo eksploatowania oleju skalnego. Ci obaj wszakże zamierzali pozbyć się nas skrytobójczo.
— Uff! Poprzednio nie było tu nigdzie nafty. Dopiero niedawno musiała się wydobyć z ziemi. Ale jakże mogliście się uważać za właścicieli jeziora! Należy do czerwonych. Białe twarze są bandytami — przyszli do nas, aby wydrzeć naszą własność. Tomahawk został wykopany. Bodajbyście zostali w domu, zamiast iść w objęcia śmierci!
— Śmierci? Czy jesteście uczciwymi wojownikami, czy mordercami? Wszak nic wam złego nie wyrządziliśmy!
— Milcz! Czy Khasti-tine nie został zamordowany wraz z towarzyszem?
— Niestety... Ale nie myśmy go zabili!
Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/67
Ta strona została skorygowana.
65