Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/84

Ta strona została skorygowana.

Tak uchwalono. Skoro Old Shatterhand obudził się nazajutrz rano, Winnetou już nie było. Wyruszono po godzinie. Westmani, oczywiście, nie uprzedzili wychodźców, że jazda dzisiejsza jest niebezpieczna; polecono im jednak zachować ciszę.
Winnetou postarał się, aby ślad jego był łatwo czytelny. Jechano za nim powoli, stosując się do niezbędnego na zwiadach tempa, i dlatego przybyto do okolic jeziora dopiero po dwóch godzinach. Naraz jeźdźcy ujrzeli Winnetou, cwałującego na ich spotkanie.
— Do piorunów, zły znaki — rzekł Dick Stone.
A ja myślę, że jest wręcz przeciwnie, — oświadczył Hobble-Frank. — Powie nam, jak się rzeczy mają. Gdyby nie nadjechał, nie moglibyśmy głów wywikłać z niejasnych przypuszczeń.
— Nie. Gdyby wynik zwiadów był pomyślny, Winnetou czekałby na nas nad jeziorem.
— Nie kłóć się, stary szopie! Zaraz się dowiemy, kto ma rację!
Apacz nadjechał. Oddział zatrzymał się i Winnetou oznajmił:
Wracam nie dlatego, żeby groziło wam niebezpieczeństwo. Minęło już. Wracam, ponieważ mnie nic nie zatrzymało. Moi bracia mogą za mną jechać!
Na szczegółowe zapytania niektórych towarzyszów natarczywych odpowiedział:

82