Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/10

Ta strona została skorygowana.

drze sobie poczniemy, to możemy ich jeszcze ocalić.
— Ocalić? To mi się podoba! Głowę dam, byle ich uwolnić!
— Głowę możesz zachować. Jak to dobrze, żeś mnie obudził. Gdyby nie to, leżelibyśmy przy naszych towarzyszach ze spętanemi rękami i nogami. — Jesteśmy wolni i, o ile znam starego Sama Hawkensa, nie spocznie, dopóki nie odbije swoich przyjaciół, jeśli się nie mylę, hihihihi!
Hobble był ogromnie podniecony. Nachylił się, gotów do biegu, nadstawiając uważnie ucha w kierunku obozu; Hawkens nie puszczał go i pociągał ostrożnie za sobą. Przybywszy do lasu, skradali się w jego mroku wzdłuż skraju. Niebawem zatrzymał ich głośny krzyk.
Ustah arku etente! — Wejdźcie na górę, mężowie!
— Stój, musimy się zatrzymać! — szepnął Hawkens. — Ludzie, których wódz zwołuje, wejdą tutaj na górę, i zetkniemy się z nimi, jeśli pójdziemy dalej. Uważaj!
Głos wodza dotarł do doliny. Wkrótce rozległ się szmer kamyków, trzeszczenie gałęzi i odgłosy wielu kroków. Sprowadzenie jeńców nadół wymagało dużej eskorty Indjan.
Powstała wrzawa; krzyżowały się zapytania, odpowiedzi i rozkazy. Obaj podsłuchujący usły-

8