Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/107

Ta strona została skorygowana.

Jak wkrótce dosłyszeli wywiadowcy, Nijorowie różnili się w poglądach. Jeden z nich, stary ale bardzo jeszcze krzepki siwowłosy mężczyzna, rzekł:
— Mokaszi pożałuje, że działał w myśl dzisiejszego postanowienia. Powinniśmy się byli śpieszyć i czem prędzej odszukać psy Nawajów, aby ich zabić.
— Mój stary brat nie bierze pod uwagę, że różnica wynosi tylko jeden dzień. Skoro jutro schwytamy białych, wyruszymy natychmiast przeciwko Nawajom.
— Różnica wynosi więcej niż jeden dzień, ponieważ, oczekując zbliżenia się białych, jechaliśmy bardzo wolno,
— Nie szkodzi. Szakale Nawajów nie opuszczą swoich jaskiń przed naszem najściem. Nie mogą opuścić obozu, dopóki nie wrócą wojownicy, wysłani na zwiady. Mój stary brat powinien był o tem pomyśleć!
— Pomyślałem; ale rok posiada zimę i lato, i wszystko ma dwie strony. To samo stosuje się do naszej sprawy. Mokaszi sądzi, że Nawajowie będą czekać, ponieważ wysłali wywiadowców, a ja sądzę, że wyślą innych, gdyż za długo na tamtych czekają. Nowi wywiadowcy odkryją nasze ślady i doniosą o tem swojemu wodzowi. Nie my napadniemy na Nawajów, lecz oni na nas!

105