Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/111

Ta strona została skorygowana.

— Bynajmniej! Wiem, że są nader mądrymi ludźmi i przenikają zamysły innych; ale naszego planu nie odgadną. Sądzą, że wyruszyliśmy na Nawajów, i że na nich wcale uwagi nie zwracamy.
— Chciałbym, aby tak było w rzeczywistości; atoli myślę o tem, czegośmy niedawno doświadczyli. Żaden orzeł nie ma tak przenikliwych oczu, żaden mustang tak czułych uszu, żaden lis tak wielkiej chytrości, jak Old Shatterhand i Winnetou. Czyż nie mieliśmy ich w swej mocy? Czyż nie byli nawet spętani? A jednak się uwolnili!
— Tym razem będziemy mądrzejsi. Wszak już dzisiaj zaczęliśmy rozwijać nasz plan działania. Rozbiliśmy obóz na górze, a nie na dole, gdzie mogliśmy zostawić tropy. Skoro biali jutro przybędą, nie dostrzegą żadnego śladu, i przeto bez podejrzeń pojadą nadół, podczas gdy my będziemy tutaj czekali na nich w ukryciu. Pójdą do wody Chelly, aby napoić konie, a wówczas napadniemy na nich znienacka.
— Przewidujesz więc, że nie pojadą prosto przez bród, lecz zabawią tu chwilę?
— Tak. Na rozległej przestrzeni, na bardzo rozległej, jest to jedyne miejsce, gdzie z wysokiego brzegu łatwo zejść do wody. Nie przepuszczą tedy sposobności, wloką bowiem ze sobą squaws i dzieci. Kiedy znajdą się na dole, wpadniemy na nich z góry hurmem  — — —

109