Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/126

Ta strona została skorygowana.

Buttler. — Zdaje się, że raczej niemieckie. Nie zrozumiałem znaczenia.
— Ja zrozumiałem — odezwał się Poller. — Ktoś wzywa o pomoc i prosi nas, abyśmy pośpieszyli.
— Kto potrzebuje naszej pomocy, ten nie jest dla nas groźny.
— A jeśli to zasadzka, do której chcą nas schwytać?
— Nie przypuszczam. Chodźmy szybciej! Pośpieszyli śladem, wiodącym do zagajnika, i wnet zobaczyli dwa osiodłane konie, przywiązane do krzaków. Zbliżyli się do wołającego o pomoc tak blisko, że mógł ich zobaczyć, krzyknął bowiem:
— Tutaj, tutaj, panie Poller! Bądź pan łaskaw i odwiąż mnie!
— Do licha! — zawołał Poller. — To głos zwarjowanego kantora. Komponuje operę w dwunastu aktach, innemi słowy, zbija bąki! Chodźcie! Niema czego się lękać.
— Ale — wzdragał się jeszcze król nafty — należy teraz do kompanji Old Shatterhanda i Winnetou, i kto wie, czy nie jest to pułapka na nas.
— Wątpię, bardzo wątpię! Jestem raczej pewny, że naskutek jakiegoś ponownego głupstwa zostawiono go tutaj samego.
Zapuścił się w zagajnik, a za nim obaj to-

124