Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/128

Ta strona została skorygowana.

— Samotnego? Nie jestem sam! Dano mi strażnika.
— Któż to taki?
— Pan Rollins, bankier.
— Tak? — zapytał Roller z uśmiechem radosnym. — Tylko on, i nikt więcej?
— Tylko on. Sam się zaofiarował. Zaklinałem go nieustannie na wszystkie moce niebieskie, aby mnie uwolnił. Cóż, kiedy to niewzruszony, jak skała, surowy, zimny człowiek.
Pollerowi zdanie kantora o bankierze było na rękę. Starał się go utwierdzić w tej opinji.
— Tak, okrucieństwo tego człowieka zasługuje na karę. Należy zato pana uwolnić, natomiast jego związać!
— Owszem, tak będzie sprawiedliwie! Bardzobym się cieszył i nie uwalniał go nawet, gdyby usilnie replikował. Zostawię go tutaj we więzach i pojadę wślad za towarzyszami do Zimowej Wody.
— Ach, pojechali nad Zimową Wodę? Czego tam szukają?
— Chcą napaść na Nijorów i wziąć ich do niewoli. Nie zabrali mnie ze sobą, ponieważ sądzili, że ja... ego enim existimabatur... że ja hm... Dlatego związali mnie, a bankier wyraził gotowość zostania przy mnie, skoro nie było innych ochotników. Wolał raczej pozostać,

126