— Jak pan to rozumie? — jęknął lękliwie Rollins. — Co to ma znaczyć? Czy chcecie mnie — — —?
— Pana spętać? Tak.
— Słuchajcie, ja tego nie zniosę, messurs!
Wyprostował się, przybierając minę marsową. Atoli król nafty poklepał go ręką po ramieniu i rzekł ze śmiechem:
— Nie nadymaj się pan daremnie, sir! Znamy pana dokładnie! Chcemy tylko kantorowi sprawić przyjemność i przywiązać pana — nic więcej. Skoro oddalimy się, będzie mógł pana zwolnić. A zatem, co pan o tem sądzi?
Przybrał groźną postawę i przekładał nóż z ręki do ręki. Buttler i Poller naśladowali go. Bankierowi strach patrzał z oczu. Powściągnął gniew i lęk, i rzekł tonem napozór żartobliwym:
— Co ja myślę? Nic. Jeśli bawi pana zachcianka tego obłąkańca, to proszę bardzo. Nie będę się z wami o to spierał.
— Bardzo rozumnie, bardzo rozumnie, — odparł król naftowy. — A więc w obroty!
Uwolnił kantora. Rollins podszedł do drzewa, wyciągnął ręce i rzekł:
— Tania przyjemność, messurs!
Przypuszczał, że go zwiążą tak słabo, jak kantora; ale wkrótce rozczarował się gorzko. Poller uchwycił go za prawą, Buttler za lewą rękę.
Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/132
Ta strona została skorygowana.
130