Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/137

Ta strona została skorygowana.

jednego wroga po drugim. Chciałbym przeżyć prawdziwą, krwawą walkę!
— Poco? Jeśli szuka pan silnych wstrząsów z miłości dla sceny, to jednak z tego jeszcze powodu nie powinieneś sobie życzyć realnej walki i realnego krwi przelewu.
— A jednak! Na tle własnych przeżyć o wiele łatwiej komponować. Zgiełk walki, krzyki i wycie, strzykanie strzelb, huk wystrzałów — to wszystko trzeba słyszeć, aby później odpowiednio zaorkiestrować na instrumenty.
— To wszystko może pan przypłacić życiem, a wówczas co się stanie z pana piękną operą?
— My, kompozytorzy, cieszymy się szczególną opieką Muz; nam nic złego nie może się zdarzyć. A może pan słyszał, aby Indjanie zastrzelili lub zadźgali jakiegoś znakomitego kompozytora?
— Nie, nie słyszałem.
— A więc! Mnie nic nie może grozić. Czy myśli pan, że dzisiaj dojdzie do rozprawy?
— Hm! Jeśli wszystko się tak odbędzie, jak przewidują Old Shatterhand i Winnetou, to pokonamy wrogów bez wystrzału. Jeśli zaś nie, może doprawdy wiele krwi spłynąć. Nic nie można przewidzieć. Jeśli, naprzykład, Nijorowie spostrzegą, że Nawaje zastawili sidła, djabli porwą nasz plan.
— W jaki sposób mogą spostrzec?

135