miejsce za późno. Wynik, to znaczy pokój, był już faktem dokonanym: czerwoni wycofali się na górę do obozu, gdzie ich nie mogli złoczyńcy dojrzeć. Zobaczyli tylko białe kobiety i mężczyzn, gwarzących sobie nad Zimową Wodą. Przekonani, że rozstrzygnięcie jeszcze nie nastąpiło, zostali dłużej, niż pozwalał wzgląd na bezpieczeństwo. Nie przeczuwali, że Old Shatterhand już ich tropi, że Nitsas-Ini i Mokaszi wraz z czterdziestu wojownikami zagrodzili im drogę.
Jak już wspominaliśmy, Buttler i król naftowy postanowili korzystać z usług Pollera do czasu, a następnie pozbyć się go na zawsze. Nie ustalili, kiedy to ma nastąpić, wobec czego szukali okazji do rozmówienia się na osobności. Aliści Poller nie był złym obserwatorem i zwietrzył niebezpieczeństwo. Podejrzenie wzrosło, skoro obaj wspólnicy przestępstwa oddalili się naraz. Przysunął się do nich ukradkiem; zaledwie dwa kroki ich dzieliły. Przez jakiś czas nic nie rozumiał, lecz niebawem król naftowy podniósł nieco głos:
— Teraz jest najlepsza okazja. Znienacka zgładzimy go nożem. Kiedy znajdą go biali, pomyślą, że zamordowali go czerwoni.
Poller był tak rozgoryczony, że, rezygnując z ostrożności, podniósł się nagle i stanął przed nimi twarzą w twarz.
— Co, chcecie mnie zgładzić! — huknął. — Czy to podziękowanie za — — —
Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/164
Ta strona została skorygowana.
162