obrzucając nieznajomego niebardzo łaskawem spojrzeniem.
— Kto nimi dowodzi?
— Nitsas-Ini, wódz naczelny.
— A pan? Kim jesteś? Wszak nie możesz należeć do szczepu Nawajów?
— Pshaw! Mogą być również biali Nawajowie. Oddawna mieszkam w sąsiedztwie i zaiiczam się do plemienia.
— Gdzie teraz obozuje?
— Hm. Dlaczego pan pyta?
— Chcemy odwiedzić Nitsas-Ini, aby mu zakomunikować nader ważną wiadomość.
— Od kogo?
— Od jego wywiadowców.
Mylił się, jeśli sądził, że w ten sposób pozyska zaufanie starca. Wolf bowiem spojrzał nań z większą jeszcze nieufnością i rzekł:
— Wywiadowcy? Nie mam pojęcia, jacy to wywiadowcy!
— Wystawia pan nas na próbę! Nie odmawiaj zaufania. Naprawdę, przywozimy od nich bardzo ważną wiadomość.
— No, przypuśćmy, że rzeczywiście wysłaliśmy kilku wywiadowców w pewnym celu i że ci mają nam coś donieść, czy przypuszcza pan, że przesłaliby nam tę wiadomość za pośrednictwem trzech białych twarzy? Raczej wybraliby jednego z pośród siebie.
— Tak, gdyby mogli.
Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/39
Ta strona została skorygowana.
37